piątek, 25 kwietnia 2014

Kiełbasa jałowcowa




Składniki:

1,25 kg tłustego mięsa wieprzowego ( łopatka lub karkówka ), 0,5 kg chudego mięsa z golonki, 0,75 kg szynki wieprzowej, 40 g soli niejodowanej ( np. kłodawskiej soli kamiennej ), szczypta saletry, 5 g cukru, 5 g czarnego pieprzu, 4 g owoców jałowca, osłonki lub cienkie jelita.



Wszystkie mięsa schładzamy do temperatury około 6 C. Chude mięso mielimy przez sitko o przekroju dziurek 20 mm, zaś tłustą wieprzowinę- przez sitko  z dziurkami o przekroju 10 mm. Nie posiadam jeszcze żadnego z wyżej wymienionych sitek, więc całe mięso zmieliłam w sitku o przekroju 8 mm. Do mięsa dodajemy sól i saletrę, dokładnie mieszamy a następnie wlewamy ½ szklanki przegotowanej zimnej wody, doprawiamy cukrem i wsypujemy utłuczony drobno jałowiec i pieprz. Wszystko dokładnie wyrabiamy i nadziewamy wcześniej przygotowane jelita ( moczymy je przez 20 minut w wodzie ). Naturalne jelita są dość delikatne i mogą pękać jeśli będziemy je za mocno nadziewać. Takiego kłopotu nie ma z osłonkami białkowymi, za to  naturalne jelita wygrywają w efekcie finalnym. Prezentują się i smakują o wiele lepiej a poza tym lepiej przywierają do kiełbasy.
Po napełnieniu jelit pozostawiamy  kiełbasę do obsuszenia w temperaturze pokojowej przez 3 godziny ( wieszając na kijach do wędzenia albo rozkładając na półmiskach ( jeśli rozłożyliśmy na półmiskach można obsuszyć trochę dłużej pamiętając by odwrócić kiełbasę na drugi bok )). Wędzimy przez 1,5 godziny gorącym dymem, a potem przez pół godziny podpiekamy ostrym ogniem, aż do uzyskania brązowego koloru. Pod koniec wędzenia dodajemy do paleniska owoce jałowca. Po 12 godzinach wędzimy powtórnie zimnym dymem przez około 24 godziny. Na koniec suszymy w temperaturze od 12 do 18 C przez 6 dni.
Tym razem naszą przygodę z kiełbasą jałowcową zakończyliśmy na gorącym wędzeniu ponieważ była przeznaczona do szybkiego spożycia i nie dotrwałaby do obsuszania ;-).



Jeśli chcecie trzymać się ściśle przepisu należy dodać 2,5 g saletry. Dla nas to za dużo, więc opracowaliśmy własną normę, która w naszym wypadku wynosi przysłowiową szczyptę ;-).


niedziela, 13 kwietnia 2014

Chlebek owocowy



Składniki:

40 dag mąki poznańskiej, 250 ml mleka, 2 dag świeżych drożdży, 1 jajo ( rozmiar M ), 1 łyżka cukru, szczypta soli.

Nadzienie:

5 dag suszonych jabłek, 5 dag suszonych śliwek, 5 dag suszonych moreli, 5 dag suszonej żurawiny, 5 dag rodzynek, 5 dag orzechów, 4 dag migdałów, 1/3 szklanki brązowego cukru, 20 g przyprawy piernikowej, po szczypcie imbiru i cynamonu, laska wanilii, 2 ½ łyżki rumu, konfitura morelowa.



Drożdże rozcieramy z łyżką cukru, dodajemy pół szklanki ciepłego mleka i odstawiamy na 10 minut aby drożdże zaczęły się namnażać. Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy szczyptę soli a jajo lekko roztrzepujemy widelcem z resztą mleka. Do mąki wlewamy drożdże, dolewamy resztę mleka i wyrabiamy gładkie ciasto. Ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy na około godzinę aby wyrosło.
W tym czasie zajmujemy się bakaliami. Rodzynki zalewamy wrzątkiem i odstawiamy  na kwadrans. Podobnie postępujemy z jabłkami. Po 15 minutach owoce odcedzamy a jabłka kroimy w paseczki. Wszystkie bakalie wrzucamy do miski, dodajemy cynamon, imbir, przyprawę piernikową, rum oraz rdzeń z rozkrojonej wanilii. Wszystko dokładnie mieszamy aby przyprawy dobrze się połączyły z bakaliami.
Wyrośnięte ciasto dzielimy na 2 części.  Jedną część ciasta zagniatamy z owocami ( najlepiej zrobić to w misce ) i formujemy bochenek. Resztę ciasta rozwałkowujemy na placek i zawijamy wokół bakaliowego bochenka, tak aby łączenie znalazło się pod spodem. Chlebek smarujemy mlekiem lub roztrzepanym jajem i nakłuwamy widelcem aby nie popękał podczas pieczenia. Odstawiamy na 15 minut żeby jeszcze trochę podrósł i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika do 175 C. Pieczemy na rumiano. Konfiturę podgrzewamy, przecieramy przez sitko i smarujemy nią lekko przestudzony chlebek. Wierzch możemy udekorować bakaliami, które również smarujemy konfiturą.









niedziela, 6 kwietnia 2014

Zupa z pędami bambusa



Pikantna, bardzo aromatyczna zupa o dość specyficznym zapachu przypominającym mi zapach flaków. Każdy kto przygotowywał potrawę z pędami bambusa wie o czym mówię. Mają one bardzo charakterystyczny aromat. Chociaż może to tylko ja mam takie skojarzenia? Zupa rewelacyjnie rozgrzewa i nie obciąża żołądka.


Składniki:

1 l rosołu z kury ( lub rybnego ), 20 dag pędów bambusa z puszki, 1 świeży strąk chili, 1 młoda cebulka ( ze szczypiorem ), 1 łyżka sosu sojowego, sól, pieprz, 25 dag makaronu nitki.


Pędy bambusa osączamy i kroimy w paski. Chili rozkrajamy na pół, oczyszczamy z nasion i kroimy na paseczki. Cebulkę kroimy w półkrążki a zielony szczypiorek drobno siekamy. Rosół zagotowujemy, wrzucamy pędy bambusa, chili, posiekaną cebulkę i gotujemy 2 minuty. Przyprawiamy świeżo zmielonym pieprzem, łyżką sosu sojowego i solą. Ugotowany makaron wkładamy do zupy i ponownie podgrzewamy. Przekładamy do miseczek, posypujemy szczypiorkiem i natychmiast podajemy. Zupę lubię podawać z posiekaną kolendrą i pokrojonymi w paski naleśnikami z mąki żytniej.