To pierniki o zapachu lawendy i anyżu z nutą skórki cytrusowej. Przepis podaję za Wincentą Zawadzką. Od siebie dodałam sodę, w oryginalnym przepisie jej nie ma. Pierniki należą do gatunku dojrzewających, potrzebują około 3 tygodni aby skruszeć. Po wyjęciu z piekarnika są mięciutkie i puszyste, twardnieją w miarę stygnięcia.
Składniki:
500 ml miodu, 583 ml grubej żytniej mąki ( typ 2000 ), kieliszek
spirytusu, 1 łyżeczka kwiatów lawendy, ½ łyżeczki sproszkowanego imbiru, 2
łyżki skórki pomarańczowej, 2 łyżki skórki cytrynowej, ¼ łyżeczki anyżu, ½ łyżeczki sody.
Miód mocno zasmażamy, żeby się podrumienił. W tym celu ustawiamy
rondel na małym ogniu i smażymy około 40 – 50 minut, aż miód się zrumieni. Zdejmujemy
rondel z ognia i powoli wlewamy spirytus, mieszając aby się zapalił. Dodajemy
lawendę, imbir, skórkę pomarańczową i cytrynową oraz anyż, dokładnie mieszamy i
wsypujemy mąkę ( dobrze odprażoną w gorącym garnku ) oraz sodę i wyrabiamy
mocno łopatką. Masę odstawiamy aby trochę ostygła. Kiedy jest już na tyle
chłodna, że nie parzy w dłonie, wyrabiamy rękami 40 - 45 minut, aż lekko
zbieleje. Masa twardnieje gdy stygnie, więc trzeba włożyć w to trochę energii. Ciasto
przekładamy na stolnicę wysypaną mąką ziemniaczaną, rozwałkowujemy i wykrawamy
pierniczki, smarujemy piwem wymieszanym z miodem ( ja tego nie robiłam, zapomniałam kupić piwa ;-) ), dzięki temu będą wyglądały jak polakierowane. Wstawiamy na 10 minut do
piekarnika nagrzanego do 170 C. Po
wyjęciu blachy z piekarnika, pierniczki zostawiamy na chwilę aby lekko stężały,
inaczej możemy popsuć ich kształt.
Kiedy pierniczki wystygną, przekładamy je do pojemnika, szczelnie zamykamy i odstawiamy na około 22 dni. Pierniczki skruszeją, staną się mięciutkie i delikatne.